piątek, kwiecień 19, 2024

Kobiety uprawiające nierząd zawsze budziły i budzą wiele emocji i krytycznych uwag. W czasach staropolskich władze miejskie tolerowały jednak prostytucję, starając się jedynie od czasu do czasu ograniczyć jej rozmiary. Nie inaczej było w Bochni i okolicznych miastach. Wiadomo, że w Bochni dom publiczny ("domus versus lupanar") istniał już w 1492 r. i jest bardzo prawdopodobne, że tak jak w innych miastach działał za cichym przyzwoleniem władz miejskich, które czerpały z jego działalności jakieś dochody. Z jego usług korzystali zapewne przyjeżdżający po sól do miasta kupcy i woźnice.

Murwy, wszetecznice i chmara dziewek nieczystych obyczajów...

Dom publiczny. Obraz Joachima Beuckelaera. Źródło: WikimediaW przeciwieństwie jednak do Krakowa czy innych dużych miast, w staropolskiej Bochni taka instytucja na stałe nie powstała. Znacznie później, bo w w 1913 r., tajny dom rozpusty miał się znajdować u wylotu ulicy Kościuszki w dzielnicy zwanej "pod Lipką", o czym informował "Tygodnik Bocheński" z 23 listopada. Mieszkańcy tej dzielnicy skarżyli się na policji, że w domu tym dochodzi do ciągłych nocnych awantur, nieraz kończących się krwawo, między pijanymi "gośćmi" a właścicielem domu.

Wróćmy jednak do czasów staropolskich. W tak ruchliwym mieście jakim była górnicza Bochnia nie brakowało wędrownych prostytutek, zwanych wtedy murwami, wszetecznicami lub luźnymi białogłowami, które często zatrzymywały się w podmiejskich karczmach. Spotykano je również i w innych miastach bocheńszczyzny. Podróżujący po Polsce na początku XVII w. Węgier Morton Csombor pisał, że gdy przejeżdżał przez Lipnicę Murowaną, to

"otoczyła nas chmara dziewek nieczystych obyczajów, by prawić nam pochlebstwa i bawić nas śpiewem"

Trzeba tu zauważyć, że ta restrykcyjna polityka władz miasta wobec prostytutek wynikała nie tylko ze względów moralnych i etycznych, ale też była spowodowana szerzącymi się od poł. XVI w. chorobami wenerycznymi, zwłaszcza syfilisem.

W Bochni władze miasta od czasu do czasu wydawały zarządzenia, przestrzegając przed przyjmowaniem "wszetecznic i ludzi luźnych". Tak było w 1610 r. kiedy to burmistrz i rajcy miejscy wyznaczyli karę 5 grzywien, dla tych którzy się do tego polecenia nie dostosują. Z kolei ordynacja porządkowa z 1743 r. wzywała burmistrza do surowego karania rozpowszechnionego cudzołóstwa. O odpowiednie życie moralne swoich członków dbały również cechy rzemieślnicze. Jeden z artykułów cechu rzeźniczego przewidywał wpłatę 12 groszy do skrzynki cechowej przez tych, którzy "rozpustnie sobie poczynając(...) konwersację z białogłowami prowadzą (...)."

Cudzołóstwo i rozpusta - mieszczańskie grzechy surowo karane

Prostytucja w średniowieczuCzęściej jednak, niż o prostytutkach znajdujemy w bocheńskich archiwaliach wzmianki o rozpuście i cudzołóstwie obywateli miasta. W średniowieczu cudzołóstwo karano surowo. Żonatemu mężczyźnie złapanemu na gorącym uczynku groziła nawet śmierć, a kobiecie w najlepszym wypadku - chłosta pod pręgierzem. Nierzadko jednak oprócz publicznej kary takie osoby wypędzano z miasta. Taki los spotkał np. w 1418 r. Macieja, byłego landwójta Lipnicy Murowanej i jego kochankę mieszczkę Piechnę. W XVI w. kary za cudzołóstwo złagodniały, zwłaszcza w odniesieniu do osób "luźnych", nie posiadających prawa miejskiego. Ale i obywatele miasta pełniący ważne funkcje rzadko byli surowo karani. Wiele np. się mówiło o Tomaszu Pirogu, zwanym Lwowczykiem, znanym prawniku, a potem rajcy i burmistrzu bocheńskim, który był

wielki babiarz, gdyż sam będąc żonaty wziął żonę jednego z mieszczan do siebie na mieszkanie i z nią obcował.

Przez wiele lat fakt posiadania nieślubnego syna ukrywał Feliks Kint, członek rady miasta. Dopiero po drugim wyroku skazującym sądu kościelnego w 1587 r. zaczął płacić alimenty. 

W 1611 r. o cudzołóstwo i uprawianie nierządu w szkole oskarżono Benedykta Zagórzańskiego, bakałarza sztuk wyzwolonych i kierownika owej szkoły. Z rozwiązłego i hulaszczego trybu życia zasłynęli także niektórzy bocheńscy duchowni, a zwłaszcza Stanisław Brzeziński, który doprowadził do ruiny powierzony mu w opiekę szpital Św. Antoniego, gdyż większość czasu spędzał na pijaństwie i rozpuście. Z kolei wścibscy żacy w 1588 r. przyłapali księdza Bartłomieja ze Skierniewic "nocą u dwóch sióstr gospodarzy nie mających... w domku na przedmieściu za żupą...zamknięty w komorze ze zgaszonym światłem". Sprzyjający nurtom reformacji kaznodzieja, zagrożony rozruchami żaków musiał w końcu opuścić Bochnię.

Owocem cudzołóstwa były często nieślubne dzieci, które zdesperowane kobiety próbowały usunąć. Kobiety, które zachodziły w niechciane ciąże, najczęściej bały się ostracyzmu, czuły wstyd przed rodziną lub pracodawcą, albo nie miały środków na wychowanie dziecka, bądź też przeżywały rodzaj szoku poporodowego. To wszystko mogło je skłonić do porzucenia lub zamordowania dziecka. Za dzieciobójstwo, kara była tylko jedna - śmierć. Kilka takich wyroków znajdujemy w księgach złoczyńców sądu kryminalnego w Nowym Wiśniczu. Na karę śmierci przez ścięcie skazana została Agnieszka Gryglowszczanka (1658 r.) Jeszcze surowiej ukarano Zofię Fielkównę, którą za celowe przerwanie ciąży żywcem nabito na pal przed pręgierzem wiśnickim (1722 r.) Więcej szczęścia miała Marianna Ziębińska, którą za cudzołóstwo i dzieciobójstwo skazano na śmieć przez ścięcie, ale austriacki gubernator Galicji Antoni Pergen zmienił karę na chłostę po 200 plag przez dwa kolejne piątki.

Ważniejsza literatura:

  • Akta Staropolskie Miasta Bochni, Archiwum Narodowe w Krakowie, oddział w Bochni.
  • F. Kiryk, Początki osady i miasta [W:] Bochnia. Dzieje miasta i regionu, Kraków 1980
  • T. Wojciechowski, Kościelne dzieje Bochni w czasach staropolskich, Tuchów 2003
  • M. Rożek, J. Kracik, Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie, Kraków 2012
  • Księga czarna złoczyńców sądu kryminalnego w Wiśniczu (1665 - 1785), oprac. W. Uruszczak, Kraków 2010